Monday, September 10, 2007

Pierwszy wśród siedmiu, czyli ósmy

"New Age Of Earth", to pod wieloma względami album pierwszy. Po pierwsze - rozpoczyna w twórczości Manuela okres Virgin Years, po drugie - jest debiutem "nowopowstałej" formacji Ashra, po trzecie - wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że jest najpopularniejszym i najbardziej lubianym albumem niemieckiego gitarzysty (być może nie tylko TEGO niemieckiego giatrzysty, ale wszystkich niemieckich gitarzystów razem wziętych) - tak przynajmniej wydaje się autorowi niniejszego tekstu, bowiem z opisywanym albumem jest sporo kronikarskiego bałaganu. No bo powiedzcie sami – jak można inaczej nazwać sytuację, w której pierwszy album jest tak naprawdę siódmą kolejną płytą w dyskografii, a jeśli na właściwe miejsce wskoczy materiał wydany w latach 90., lecz zawierający sesję z roku 1975, to robi nam się z tego miejsce ósme. W dodatku „New Age Of Earth“ doczekało się kilku różnych okładek, a jeśłi dodamy do tego zamieszanie z nazwą, to cały czas nie wiadomo, o jaki zespół (a może wykonawcę?) tak naprawdę tu chodzi. Ciągnąc jeszcze przez chwilę wątek pierwszości dodam, że była to pierwsza płyta z muzyką Manuela, jaką kupiłem, a co za tym wszystkim idzie - ten blog nie mógł mieć lepszego otwieracza.
Podobne szczęście jak ten blog, miała także opisywana tu płyta, bowiem sama nie mogła mieć lepszego otwarcia. „Sunrain“, to jedna z najpiękniejszych kompozycji – nie tylko samego Gottschinga, ale być może w całym dorobku muzyki elektronicznej. Słowa te brzmią mocno – nieprawdaż? Ale posłuchajcie tego sami – czyż to nie jest naprawdę mocna rzecz?
Mocna, choć subtelna, szybka, a jednocześnie niezwykle leniwa, zbudowana z krótkich i skocznych dźwięków, a przy tym płynąca i ciągnąca się, niczym wiśniowy kisiel wypełniający umysł, stosunkowo krótka, a skonstruowana tak, że nawet po godzinnym repeat ma się wrażenie, że to jeszcze nie koniec i wreszcie melancholijna, lecz wlewająca w duszę pierwiastki optymizmu – takiej muzyki nie dobiorą wam nawet w Erze. Utwór ten, to bez wątpienia jedna z najlepszych wizytówek Manuela – wielogłosowe pętle gitary i klawiszy, a do tego niezwykle melodyjny leitmotiv, to znany i lubiany znak-sygnał rozpoznawczy tego muzyka. Jedziemy dalej. „Ocean Of Thenderness“ rozpoczyna się jarrowskim tłem z okresu „Oxygene“ – dochodzą jednak do tego klimatyczne dźwięki, jakie mogłyby wydawać w okresie godowym mewy, gdyby miały skrzydła wykonane z cienkiej, falującej blachy. Ot leniwy i spokojny rejs po oceanie, który mógłby spokojnie trwać przez całą płytę, lecz który po 12 minutach zostaje nagle wyciszony (podejrzewam, że gdyby nie ograniczenia płyty winylowej, na 12 minutach by się nie skończyło). W kończącym stronę A „Deep Distance“, sekcja rytmiczna - klawiszowy, sekwencyjny bas (daję słowo, że puszcza on w wodzie bańki!) oraz delikatna perkusja skonstruowana z maszyny parowej, wyraźnie napędzają turbinę łodzi podwodnej, która zanuża się w głębi melodii i znów lekko jarrowskiego tła. Jednak i tym razem, zanim maszyna dostanie szwungu, następuje nagłe wyciszenie. To, na co zabrakło miejsca na stronie pierwszej, mamy na stronie drugiej, którą wypełnia jedna długa kompozycja „Nightdust“. Najbardziej tajemnicza, lekko mroczna, osadzona w oparach kosmosu. Początkowo spokojna, w środkowej części zdynamizowana przez zapętlone sekwencje, by wreszcie znów się uspokoić i patetycznym (choć nieco krótkim) gitarowym solo zakończyć płytę. A po nocy przychodzi dzień...i zaczynamy od początku.

Wystąpili:
Manuel Göttsching (keyboards,synthesizer, guitar), który przedstawił Państwu utwory:

01. Sunrain 07:26
02. Ocean of Tenderness 12:36
03. Deep Distance 05:46
04. Nightdust 21:52

A wszystko to zdobi(ą):

Wersja popularniejsza



Wersja rzadsza



Wersja, o istnieniu której powinno się zapomnieć.

2 comments:

Anonymous said...

Świetna recenzja Maćko, proszę o więcej!!

Pozdrawiam

kasperkowski said...

haha, "wersja rzadsza" miecie! ta kobitka to Rossi? mój faworyt z tej płyty to zdecydowanie "Ocean of tenderness"! świetny klimat i puls, gitara na końcu wspaniale wszystko wieńczy. mogłoby 30 minut trwać!