Monday, October 1, 2007

Bitte Ein Bock


Na wstępie należy wyjaśnić jedną kwestię. Pisząc o „Cycles” nie da się uniknąć konfrontacji z klasycznymi (jeśli są w ogóle jakieś inne?) dokonaniami Klausa Schulze. Zatem, aby umysły nasze nie były obciążone nieustannym wyczekiwaniem na nieuniknione porównania – miejmy to już za sobą.W muzyce sympatycznego Wolfganga można poczuć klimat nagrań z lat 1975-1978 – ze szczególnym wskazaniem na „Body Love” i „X” – za sprawą dynamicznej, nakręcającej spiralę dźwięków perkusji – oraz „Timewind” – bowiem elektroniczny wiatr furga tu aż miło. Tym, którzy lubią to, co „lubią i znają” – powinno tych rekomendacjach wystarczyć, tym, którzy jeszcze trochę się wahają wspomnę, że producentem albumu (naznaczonego germańskim piętnem) jest sam Klaus, natomiast całej reszcie dedykuję poniższe spostrzeżenia.
Jak powszechnie wiadomo, Niemcy lubią od razu przechodzić do konretów, a więc płytę rozpoczyna utwór tytułowy – w dodatku wypełnia on caluśką stronę A. Zaczyna się nieśmiało – od wietrznego wstępu, malowanego przez ciepłe, acz pełne niepokoju dźwięki. Dopiero po sześciu minutach pojawia się niesmiała, lecz z każdą sekundą coraz bardziej wyrazista sekwencja. Po chwili do akcji wkracza perkusista - niejaki Brad Howell, który niezwykle równym i dynamicznym bębnieniem nadaje kolejnego wymiaru sekwencji. Prawie równolegle pojawia się tło klawiszowych, chóralnych pomruków i już robi się naprawdę gęsto – a przecież wiadomo, że to, co gęsto nie jest, podoba się raczej rzadko. Z krótką przerwą na zmylenie i uśpienie czujności słuchacza pozornym wyciszeniem i uspokojeniem, klimat pobudki towarzyszy nam do końca strony pierwszej. Po niej następuje szereg (a dokładniej pisząc – trójszereg) utworów poniżej trzech minut – pozornie luźnie powiązanych. „Robsai Part I”, to lekko elektryzujące organy kościelne, którym towarzyszą przewrotne pasaże, grane na barwie dość specyficznej i dziwnej (pamięta ktoś dźwięk, którym przywoływano kosmitów w filmie „Kapuśniaczek”?) i jeśli potraktujemy tę kompozycję jako etiudę dla klawiszowców, to częśc druga, „Robsai Part II, będzie doskonałą etiudą na perkusję (którą na stronie B, obsługuje Herk Hobb). Patataj, patataj, patataj. Oba utwory nie pasują według mnie do myśli przewodniej płyty, ale uznajmy, że na tym właśnie polega poczucie humoru Niemców. Pożartowaliśmy (na płycie), więc na koniec pora na coś poważnego. Zmianę klimatu zwiastuje ostatnia z miniaturek – nomen omen, nosząca tytuł „Changes”. Znów mamy soczystą sekwencję – tym razem solo – która, choć nagle się urywa, wprowadza słuchacza w klimat właściwy. Wieńcząca album dziesięciominutowa kompozycja „Stop The World”, to znowu dźwięki i sekwencje pełne niepokoju, napędzane przez niezmordowanego perkusistę – obijającego bębny i talerze tak, jakby chciał krzyknąć do Wolfganga: „To ja natłukę swoich, a później się jakoś rozliczymy!”. Talerze, chóry, dzwony i płyta, tak jak świat w ostatnim utworze – stop. No ale wtedy należy powtórzyć cykl, bo „Cycles”, to wbrew tej przewrotnej i mało poważnej recenzji świetna muzyka. Poważnie.

W Cyklistów wcielili się:
Wolfgang Bock - wszystkie instrumenty elektroniczne (w tymRoland Module-System)
Brad Howell - perkusja na stronie A
Herk Hobb - perkusja na stronie B

którzy zaprezentowali:
na stronie A (18:54):
1. Cycles 
na stronie B (17:56):
2. Robsai Part I
3. Robsai Part II
4. Changes
5. Stop The World



No comments: